Tradycja i kultura

 
"Pomiędzy cywilizacjami  nie  ma syntez i być nie może" - F.Koneczny.
"Kultura rodzi się z tradycji i tradycją żywi; tradycja jest kością pacierzową wszelkiej kultury. Do tradycji należy z przeszłości to tylko, co weszło w świadomość następnych pokoleń i wywiera ciągle wpływ na umysły. Do narodowej tradycji należą czyny przodków takich, którzy „non omnes mortus”, współpracują z żywymi da­lej z poza grobu, a nawet nieraz przodują im, posługując się pokoleniem późniejszym jako wykonawcą swych po­mysłów. Obcowanie pokoleń jest zasadniczym pewnikiem doświadczenia dziejowego; z czegóż ciągłość historyczna? Niema w tym nic mistyki, sprawa jest na­der prosta, a zrozumie mię wlot każdy Polak, gdy dla przykładu powołam się na fakt, jak to my wszyscy żyli­śmy i pracowali pod wpływem Kościuszki i Mickiewicza, czyli tradycją kościuszkowską i mickiewiczowską. 
 

 

Z faktów historycznych bywa tradycja bardzo nie­równej długości czasu. Niektóra staje się stałą i wchodzi w samą istotę narodu tak dalece, iż naród ów przestałby być sobą, gdyby się jej wyzbył.
Im więcej w historii faktów, nietracących pewnej aktualności dla późnych potomków, tym bardziej skomplikowaną staje się trady­cja, i tym bardziej... krępuje kroki potomnych. Takie krępowanie współczesności przez przeszłość, jeżeli współcześni poddają mu się ś w i a d o m i e  i chę­tnie — nazwijmy historyzmem.

Tradycja może być bierną i czynną. Może stanowić motyw natchnienia artystycznego, rodzaj estetyzmu lub przedmiot kultu, z odcieniem nawet religijności w mniej­szym czy wyższym stopniu,
a jednak nie nakładać żad­nych obowiązków realnych w życiu praktycznym, prywatnym czy publicznym. Może atoli być inaczej: tra­dycja może być czynną w dosłownym znaczeniu wyra­zu, bo pobudzać do czynów, wywoływać je i nadawać im kierunek, może być sterowniczką życia praktycznego. Obok kultury tradycji pomieści się zupełna niezależność życia współczesnego od niej (to swoją drogą, a tamto swoją), ale może również zachodzić zawisłość wyraźna. Stanowi to jeden z najciekawszych przedmiotów studium historycznego, dociekanie zawiłego stosunku tra­dycji a współczesnego życia rzeczywistego w danym po­koleniu; jakżeż rozmaicie przedstawia się ta sprawa w rozmaitych cywilizacjach, w różnych czasach, u prze­różnych ludów. Badanie tej strony stosunków ludzkich wprowadza równocześnie i równomiernie tak do ogólno­ludzkiego widoku człowieczeństwa, jako też do szczegółowych jego działów i poddziałów w czasie i prze­strzeni; wiedzie i do chwytania rysów ogólnych i uczy zarazem orientować się ściśle w przebogatym zróżnicz­kowaniu ludzkości. Jest to jedna z najwdzięczniejszych zaiste dziedzin badań historycznych.

 

Historyzm opiera się na tradycji czynnej. Nie o to bowiem chodzi, czy się rozumie życie przodków, bo to kategoria naukowa; np. możemy rozumieć doskonale urządzenia starożytne faraońskie, a jednak nie przyśni nam się przystosowywać czegoś z nich do życia dzisiej­szego;—chodzi właśnie o praktyczną doniosłość tradycji.

Historyzmu mogą być rozmaite rodzaje i stopnie, ja­kościowo, tudzież ilościowo. Nie wszystko w przeszłości było dobrem; co więcej, nie wszystko, co dobrem było w przeszłości, zostaje dobrem dla potom­nych; są rzeczy i sprawy złe zasadniczo czy z pomyłki ludzkiej, i są rzeczy, które mogą być dobrymi lub złymi, zależnie od okoliczności, a zwła­szcza od czasu i miejsca, które tedy z dobrych stać się mogły w toku czasów złymi; tradycja ich, przeto jest tra­dycją złą, i im czynniejsza, tym gorzej dla społeczeństwa, Nie wszelka tradycja stanowi dodatnią pozycję w bilan­sie narodowym.

Uniknęłoby się niebezpiecznej tradycji zła, gdyby się nie posiadało tradycji w ogóle. Nie brak też doktrynerów, rządzących się w sprawach życia zbiorowego czy­stą logiką, jakby w geometrii, którzy odrzucają tradycję i w racjonalistyczny mniej lub więcej sposób snują pro­gramy społeczne, zdecydowani rozpoczynać nową erę ludzkości od daty... swego przyjścia na świat. Tacy, jedyni do burzenia, okazywali się jednak zawsze niedo­łęgami ostatniego rzędu, gdy trzeba było coś stawiać; stać ich było i jest jedynie na domki z kart i zamki na lodzie. Niema w nich istotnej kultury czynu, bo oni znaj­dują się poza wszelką kulturą, do żadnej ściśle nie należąc, należeć nie chcąc, skoro zajęci są widokami wytwo­rzenia nowej. Ale kultury nie improwizuje się; i nawet wtedy, gdy w toku dziejów ma powstać nowa, musi po­wstawać na podłożu dawniejszej, z niej się wyłaniając, inaczej nastaje stan akulturalny. Racjonalistyczni doktrynerowie, odrzucający tradycję, są też w społeczeń­stwie czynnikiem akulturalnym. Nie obarczą oni społeczeństwa niczym złym, zaczerpniętym z ujemnego historyzmu, ale zatrują je, a gdy uda się im wziąć górę, do­prowadzą społeczeństwo do stanu nicości. Tradycja nie­właściwa wiedzie do szkód, ale brak tradycji jest niezawodną drogą do rozkładu, do nicości. Wszelki czyn twórczy musi należeć do pewnego systemu kultural­nego, a bez jakiejś tradycji (jakiejkolwiek) niema zgoła kultury. Czyny, zmierzające zasadniczo do wywrócenia wszelkiej tradycji, są anormalnymi wyskokami; stanowią w umysłowości to samo, co nowotwory w ciele, których nikt nie będzie uważał za objaw siły twórczej organizmu fizycznego, za objaw zdatności wzrostu.

Odrzucenie tradycji jest tedy czymś bez porów­nania gorszym od wszelakich możliwych ujemnych skut­ków historyzmu. Od szkód jego bronić się trzeba inną drogą, a mianowicie bliższym zbadaniem jego właściwości.

Przerzućmy się teraz w roztrząsaniu tego przedmio­tu do drugiego bieguna: przypuśćmy, że historyzm osiąga maximum, że wszystko a wszystko z przeszłości ob­róciło się w teraźniejszości w tradycję czynną. Nie­trudno spostrzec, że w samem takim przypuszczeniu popadamy w błędne koło. Skoro wszystko pozostaje nietknięte przez synów, stosujących się we wszystkim do ojców, zaciera się różnica pokoleń, nic się nie zmienia, a zatem... niema historii, nie może tedy być histo­ryzmu. Zastój powszechny i całkowity sprawiłby, że zaginęłaby też sama zdolność wytwarzania tradycji, bo nie byłoby do tego pola po niedługim czasie. Gdzie nic a nic nie zmienia się, ustaje życie, zanika myśl, stępia się odczuwanie — a skutkiem tego zabraknie wreszcie wprost materiału, z którego mogłaby się wytwarzać ja­kakolwiek tradycja. Gdyby stan taki miał trwać przez szereg pokoleń, zjawić musiałyby się w końcu zmiany wsteczne, cofanie się, powrót do życia prymitywnego, do coraz prymitywniejszego. Kto wie, czy niejeden z tzw. „ludów dzikich” nie jest właściwie zdziczałym, doprowadzonym do stanu „dzikości” przez wyłuszczone następstwa zbytnio przedłużonego zastoju Życie historyczne mieści się przeto w granicach pomiędzy odrzucaniem tradycji, a niemożnością posiadania jej, pomiędzy całkowitym bezwzględnym naśladowni­ctwem poprzedniego pokolenia, a zatraceniem związku z jego spuścizną Historyzm powstaje pośrodku tych ostateczności."

Za:  F. Koneczny, Polskie logos a ethos, Warszawa 1921.