Lip 4 2010
Willa rozkoszy
Dawno, dawno temu albo i jeszcze dawniej próbowano nam wmówić, że generał Jaruzelski jest patriotą (nie mylić z człowiekiem honoru!). Owszem jest, sowieckim, że tak to elegancko ujmę. Tak mi się skojarzyło gdy czytałem książkę D. Bargiełowskiego o innym generale, którego życiorys podobnie przeflancowano (z niewygodnych fragmentów)- Berlingu. Kilka lat temu czytałem wspomnienia tegoż, wynotowałem sobie 4 kartki pewnych "nieścisłości". Muszę przyznać, że D. Bargiełowski o wiele ciekawiej rozprawia się z mitami, dotyczącymi Berlinga, także z okresu przedwojennego. Po raz kolejny sprawdza się powiedzenie znajomego profesora, że najlepszymi dziennikarzami są historycy a historykami dziennikarze albo ludzie zawodowo parający się literaturą...
Przebywając z innymi "nieszczęśnikami" w willi rozkoszy, szczęścia, czy po prostu pod nadzorem NKWD pensjonariusze...Tu przerwę dopisując drobny element układanki dziejowej, że Stalin i jego szajka szukali potencjalnego "wodza" polskiej armii z sowieckiego nadania przed 22 VI 1941, co zapewne czytelnikom Sołonina i Suworowa da sporo do myślenia. Nasuwa się pytanie, po co? Ano, żeby uprzedzić Hitlera i po raz kolejny iść wyzwalać Europę z natrętnego ciężaru dobrobytu.
A zatem pensjonariusze, po wybuchu wojny niemiecko- sowieckiej:
"(...)wysmażyli w tamtych dniach kolejną deklarację. Rosen- Zawadzki powiedział nam: -"Napisaliśmy do rządu sowieckiego pismo, mojego autorstwa (bo najlepiej znałem rosyjski), że chcemy się bić z Niemcami w polskim wojsku, a jeśli wojska polskiego nie będzie, to w Czerwonej Armii. Podpisaliśmy się wszyscy. I ten dokument nie zginął, lecz był kiedyś cytowany w jakiejś prasie paxowskiej."
Autor pisze dalej, że Rosen- Zawadzki minął się z prawdą. Pismo zostało przekazane władzom NKWD po polsku, a po drugie w tekście deklaracji nie ma nic o wojsku polskim.
"Najistotniejsze fragmenty owego dokumentu, opublikowanego jeszcze za PRL-u (Całość- w Dokumentach i materiałach do historii stosunków polsko- radzieckich t. VII, s. 219- 220), brzmią bowiem:
- "My, niżej podpisani oficerowie b y ł e j (podkreślenie autora- Unicorn) armii polskiej, oburzeni zbrodniczą napaścią Niemiec hitlerowskich na Związek Socjalistycznych Republik Rad, uważamy za swój obowiązek oświadczyć, co następuje:
1. Wojna narzucona przez Niemcy hitlerowskie Związkowi Socjalistycznych Republik Rad jest wyzwaniem rzuconym całemu światu pracy, a więc robotnikom, chłopom i pracującej inteligencji wszystkich narodowości, nie wyłączając niemieckiej.
[...]
4. Jako członkowie jednego z narodów uciśnionych przez faszystowskiego agresora, jedyną drogę do wyzwolenia narodu polskiego widzimy we współpracy ze Związkiem Socjalistycznych Republik Rad, w r a m a c h k t ó r e g o ojczyzna nasza będzie się mogła w sposób pełnowartościowy rozwijać.
5. Pragniemy być zdyscyplinowanymi żołnierzami armii wyzwoleńczej, by spełnić swój święty obowiązek wobec własnego narodu i ludu pracującego całego świata.
6. Zapewniamy rząd radziecki, że wzięte na siebie obowiązki wykonamy z honorem.
Niech żyje ZSRR- ojczyzna pracujących całego świata!
Niech żyje wyzwolenie uciśnionych przez faszyzm narodów!
Niech żyje genialny wódz ludu pracującego i narodów uciśnionych tow. Stalin!
Podły dokument. A do tego jeszcze i kosmicznie głupi. Zaś głupi aż tak bardzo dlatego, bo nawet polskiego chowu komuniści (zresztą, w 90 procentach, narodowości żydowskiej), podejmując- w półtora tygodnia później, w Mohylowie- próbę zorganizowania I Polskiego Batalionu zademonstrują lepsze wyczucie realiów i, układając oszukańczą odezwę do narodu polskiego, nie omieszkają wznieść okrzyku: "Niech żyje wolna i niepodległa Polska!" oraz uznają za stosowne podkreślić- z typową dla bolszewików przebiegłością- że gotowi będą oddać swoją krew "[...]za wolną Polskę, za Polskę niepodległą, za Polskę pracy, w której sam naród decydował będzie o własnym losie", przy czym czym o Stalinie nie wspomną nawet półgębkiem, natomiast wywatują apel imionami Mickiewicza, Słowackiego, Norwida i Żeromskiego, gdy tymczasem te małachowieckie matoły- znające się na polityce równie dobrze, jak na ścinaniu suchych drzew- wypisały wszak czarno na białym, iż się uważają za oficerów byłej armii polskiej, po czym stwierdziły nie mnie wyraziście, że przefrymarczona przez nich Ojczyzna będzie się mogła w przyszłości rozwijać w ramach Związku Sowieckiego. A "w ramach" to znaczyło wtedy tylko jedno- jako 17 republika".
Za: D. Bargiełowski, Konterfekt renegata, Komorów 1996, s. 271- 272.
Oprócz Berlinga deklarację podpisali: płk Gorczyński, ppłk Bukojemski, ppłk Tyszyński, ppłk Dudziński, kpt. Rosen- Zawadzki, por. Szumigalski, por. Tomala, por. Siewierski, por. Wicherkiewicz, por. Imach, ppor. Szczypiorski i pchor. Kukuliński. Trzynastu oficerów "byłej" armii polskiej.
Lip 30 2010
Z mroków SB
Jak piszą autorzy, musieli zostać wprowadzeni. Wprowadzeni przez jednego z ludzi po tamtej stronie. Nazwiska nie padają, ale kilkakrotnie można domyślić się o jakie sprawy chodzi. Sprawy wypłynęły w 2005 i dalej. Książka wydana w roku 1992. Kilku esbeków opowiada o swoim życiu i pracy. Sami fachowcy: od obserwacji, wywiadu, kontroli korespondencji, propagandzista, pracownik archiwum i kontrola kontroli- wywiad wewnętrzny. Być może banalne ale czy faktycznie wiedziałeś o epizodach poniżej?
Wytypowano, sprawdzono i dochodziło do:
"(...)Zaaranżowania rozmowy, za pośrednictwem osób z kręgu kandydata. Jeśli w ten sposób się nie dało, bo na przykład nie mieliśmy w tamtym środowisku swoich ludzi, wtedy korzystaliśmy z kadr w miejscu pracy kandydata. W kadrach zawsze mieliśmy swoich ludzi, jeśli nie pracowników zawodowo związanych z resortem, to przynajmniej była to druga linia, albo współpracownicy, ewentualnie ludzie z jakichś, najczęściej materialnych, powodów nam przychylni. Kadry w każdej instytucji mieliśmy obstawione. Kadrowcy w większych przedsiębiorstwach, instytucjach, bez wyjątku byli naszymi pracownikami- Departamentu I."
Za: B. Stanisławczyk, D. Wilczak, Pajęczyna, Warszawa 1992, s. 29.
"(...)Raz w życiu dotknąłem tego, czego nawet nie mam odwagi nazwać. Był to rok siedemdziesiąty. Uruchomiono system MOB, czyli system mobilizacji w sytuacji zagrożenia państwa. Byłem wówczas na zagadnieniu literackim. Wręczono mi listę figurantów, których należało zatrzymać, aresztować, internować lub zlikwidować. W tej ostatniej grupie były tylko dwa nazwiska: Stefan Kisielewski i Paweł Jasienica. Miałem się ustosunkować do tej listy. Oddałem dokument bez zmian. Nikogo nie dodałem, ale i nikogo nie wyłączyłem", ibidem, s.42.
"KGB miał wydzielony korytarz w naszym budynku przy Rakowieckiej. Najstarszy rangą pracownik był w stopniu generała. Reszta pułkownicy. Codziennie rano dyżurujący oficer radziecki był informowany poza wszelką kolejnością o tym, co się dzieje w kraju. Zwyczajem oficerów radzieckich było przychodzenie "na herbatkę" do naczelników poszczególnych wydziałów. Rosjanie mogli wchodzić wszędzie, a w korytarz KGB wchodziło się tylko na hasło. Dojście do KGB mieli tylko jedynie wyznaczeni polscy wysocy oficerowie", ibidem, s. 45.
"Zgnoić przeciwnika było lepiej niż go zabić. Zamordowany mógł się stać męczennikiem. Zgnojony był już nieszkodliwy. Jak się nie udawało zgnoić- wtedy się zabijało", ibidem.
"Przy Departamencie I istniała zupełnie szczególna służba. Nazywaliśmy ją grupą likwidacyjną. Byli to w wyjątkowo konspiracyjny sposób szkoleni ludzie, wykonujący zadania specjalne. Przeważnie likwidowali niewygodnych świadków, agentów, co do których mieliśmy pewność, że poszli na współpracę z obcym wywiadem, wreszcie zwykłych szpiegów, których dla dobra interesów PRL należało zlikwidować. Nikt poza kierownictwem resortu nie wiedział, ilu członków liczy grupa likwidacyjna. Nie wiadomo było, kto do niej należy. Mógł to być każdy z nas, pracujący na swoim, przydzielonym odcinku, a tylko w razie konieczności oddelegowany do wykonania rozkazu likwidacyjnego. O grupie nie mówiło się głośno. Jak ktoś powiedział za głośno- wylatywał z pracy. Grupa likwidacyjna była tematem tabu. W Ministerstwie nie było nic bardziej tajnego. Chociaż była jeszcze jedna supertajna komórka: grupa likwidacyjna dla członków grupy likwidacyjnej. Jak w mafii: zabiłeś, znaczy wiesz zbyt dużo. Do dziś nie wyjaśniono wielu zagadkowych śmierci pracowników Departamentu I", ibidem, s. 46.
"W ambasadzie polskiej w USA pracowało około dwudziestu kadrowych esbeków. Ambasador wiedział dokładnie kto jest kto, ale ambasadorowie rzadko byli naszymi ludźmi. To było niepotrzebne. Byli tylko od reprezentowania, na pokaz, więc musieli wyglądać na czystych. Faktycznym przedstawicielem interesów Polski Ludowej był rezydent SB- najważniejszy człowiek w ambasadzie", ibidem, s. 58.
By unicorn • General • 0 • Tags: historia, komunizm, polityka, prl, SB, władza, ZSRR