Niektórzy żalą się, że mało tu do czytania dla kobiet.. Hm. Tym razem special gift 🙂
"Handlowcy manipulują opakowaniem tak, by konsument stracił orientację, czy ciągle płaci za tę samą ilość. Czy ktoś naprawdę zauważy, że krem sprzedawany do tej pory w wadze 100 gramów, nagle zmienia się w opakowanie o zawartości 90 gramów? A nawet jeśli dostrzeże ten manewr, to czy nie ujdzie jego bystrej, ale nieco już zmęczonej, uwadze, że ta sama firma kosmetyczna w czasie nowej kampanii promocyjnej dogorywającego gniotą doda do tych 90 gramów wspaniałomyślnie „gratis" 10% ekstra, sprzedając nowy produkt jako „ulepszony"?
W dodatku, ta sama kompania po całej tej wrzawie przepakuje krem do gigantycznego pojemnika o grubych ściankach i mikroskopijnej wnęce nie mieszczącej więcej niż 80 gramów.
Czasami producenci zmniejszają wagę i ilość produktu, za to zwiększają wielkość pudełka lub zmieniają jego kształt. Rozanielony nabywca płatków śniadaniowych może nie zauważyć, że zawartość ogromnego opakowania jest właściwie o parę dekagramów mniejsza niż w starych paczkach, za to więcej tam powietrza.
Niektórzy rozcieńczają mikstury, zmniejszając tym samym zawartość drogiego składnika, a stratę uzupełniając tanią wodą. Płyn do mycia naczyń staje się stopniowo coraz mniej wydajny, napoje owocowe zawierają mniejszą ilość prawdziwego soku a większą - sztucznych barwników i wody, zaś z ulubionego napoju mlecznego już dawno zniknęło mleko zastąpione sztucznym substytutem i - jakże inaczej - wodą.
Wytwórcy zmieniają też chemiczny skład produktów, licząc na to, że klient nigdy się nie zorientuje. Np. dodają do cukierków trochę mniej prawdziwej czekolady, za to trochę więcej kakao... Usuwają prawdziwą wanilię, a na jej miejsce używają taniego, sztucznego aromatu... Z puszki z grochówką można usunąć trzy prawdziwe kostki bekonu, zastąpić je czterema tajemniczymi wieprzowymi odpadkami i nazwać nową zupę „ulepszoną i odżywczą".
Stary i opatrzony towar, którego wszyscy już mają po dziurki w nosie, można nazwać jakoś kwieciście i - reanimować trupa. Na przykład, zwykłe czekoladki - przesłodzone i zrobione z imitacji czekolady - przenieść można do eleganckiego pudełka, nazwać „szampańskimi" lub „bankietowymi", zaznaczyć, że teraz są „galanterią czekoladową" i sprzedawać tego bubla za podwójną cenę. Można również zmienić opakowanie kremu nawilżającego, który sprzedaje się kiepsko, i nazwać „nowy" produkt - kremem odżywczym.
Niektórzy zmieniają wygląd towaru tak, by klient myślał, że otrzymuje coś nowego, podczas gdy w rzeczywistości dostaje dokładnie to samo. Herbata sprzedawana w indywidualnych, kwadratowych woreczkach przepoczwarza się więc w zlepione podwójne, te potem w okrągłe, a następnie - w torebki „niekapki". Przedmiot tu najistotniejszy - herbata - pozostaje natomiast ciągle taki sam i jego jakości nikt nie próbuje wcale ulepszać...
Inny przykład tej techniki stara się uwieść ludzi stosujących dietę. Ciastka, które do tej pory sprzedawane były w tradycyjnym kształcie, nagle kurczą się do wielkości monety i promowane są jako „ulepszone" z myślą o konsumentach, którzy muszą ograniczać spożywanie cukru i tłuszczu. Tego, kto naiwnie przypuszcza, że trzy mikre ciasteczka, to mniej niż jedno większe, czeka jednak niemiła niespodzianka.
Pewni producenci sztucznie podnoszą wartość produktu za pomocą wręczanych sobie samemu medali i wyróżnień oraz zapewniają, że tylko tak oznaczone mają gwarancję najwyższej jakości (której nikt im nigdy nie nadawał). Brzmi niewiarygodnie? Ależ tak, wytwórcy na całym świecie robią to, by znajdować powód zwiększenia ceny i - sprzedaży. Nawet jeżeli kiedyś tam, gdzieś tam, jakiś produkt danej firmy zyskał wyróżnienie na jakimś podrzędnym konkursie, np. hodowców drobiu, producentów kremów nawilżających czy wytwórców przetworów owocowych, to wcale nie oznacza, że pozostałe produkty firmy nie będą również niezasłużenie podszywać się pod dobre imię zwycięzcy."
Rozkodowanie terminów "fachowych":
"Przetestowane dermatologicznie równe jest stwierdzeniu, że ziemia jest okrągła. Żadna rozsądna i przestrzegająca wymogów prawnych firma kosmetyczna nie skieruje produktu do sprzedaży, nie poddając go badaniom. Nie ma się czym chwalić! Nie należy jednak z tego wyciągać pochopnego wniosku, że produkt jest przetestowany przez wszystkich dermatologów. Zapewnienie to oznacza zaledwie jedną z dwóch rzeczy: produkt został zbadany przez specjalistów zatrudnionych przez firmę lub kompania wysłała grupie lekarzy próbki swoich produktów, a ci z kolei dali je niektórych swoim pacjentom z prośbą o opinię. To wszystko.
Udowodnione medycznie ma być oświadczeniem sprawiającym wrażenie, że kosmetyki pełnią rolę nie tylko upięk-szaczy, ale też lekarstw. Według prawa, coś co kuruje, powinno być oznaczone jako lekarstwo. Kosmetykom odmawia się na ogół tego prawa.
Nawiązuję w tym miejscu jeszcze raz do fragmentu książki, mówiącego o lekarzach i o iluzji potwierdzania przez nich skuteczności produktów. Jednym z największych skandali w najnowszych dziejach kosmetyki światowej była afera ze szwajcarskim kremem a nazwie Glycel potwierdzonym przez samego Dr. Christiaana Barnarda (1986). Zawierający naturalny składnik, krem miał rzekomo przenikać w głębsze warstwy skóry (tam, gdzie powstają zmarszczki) i jakże! - przywracać młodość. Poświadczenie przez słynnego chirurga robiło tak duże wrażenie, że firma zarobiła mnóstwo pieniędzy już w pierwszych miesiącach sprzedaży. Cud jednak nie nastąpił, a sam doktor stracił sporo szacunku wśród kolegów.
Naturalny. Komponentów ziołowych, bo one głównie mają zagwarantować naturalność kosmetyku, jest w nim za mało, by mogły odegrać jakąś znaczącą rolę, nie mówiąc już o tym, że muszą być fabrycznie przetwarzane. Jeżeli usunie się z szamponu rumiankowego detergenty i resztą umyje włosy, zostanie na głowie brudna, posklejana czupryna. Czy naprawdę współcześni konsumenci zazdroszczą przodkom ich kłaków mytych w potoku i wycieranych liściem łopianu? Jednym z największych błędów, jaki popełnia współczesny konsument, jest uproszczone założenie, że wszystko, co organiczne, jest zawsze dobre, a co syntetyczne - bezwarunkowo złe. W rzeczywistości granica między dobrym a złym nie jest równoznaczna z podziałem na sztuczne i naturalne.
Hypoalergiczny oznacza brak obecności jakiegoś znanego czynnika wywołującego alergię, ale, jak powiedziane zostało powyżej, produkt testowany jest na popularne czynniki wywołujące
uczulenia. Nie ma wszakże gwarancji, że ktoś, gdzieś, w jakimś momencie nie będzie miał reakcji uczuleniowej. Oznacza zaledwie, że kosmetyk nie zawiera najpowszechniejszych alergenów.
Regenerujący naskórek odnosi się do procesu złuszczania zewnętrznej warstwy cery (eksfoliacja) i ujawnianiu się pod nią następnej (regeneracja), która przez jakiś czas będzie wyglądać świeżo i młodo, aż... do kolejnego wysuszania się komórek i konieczności następnego złuszczania. Jest to naturalny proces i można go przyspieszyć szorowaniem skóry rękawicą, płatkami owsianymi, sodą oczyszczoną, miękką szczoteczką, specjalnymi kremami - tanimi albo drogimi. Wybór należy do klientki.
Odżywczy sugeruje jakąś wstrząsającą zmianę stanu włosów, paznokci czy skóry - niemal reinkarnację. Celnie podsumowała tę naiwną wiarę Paula Begoun, amerykańska pisarka, zajmująca się śledzeniem przemysłu kosmetycznego, była kosmetyczka, która stwierdziła: Spodziewać się, że krem nawilżający z ziołami, witaminami, elementami botanicznymi lub innymi komponentami może odżywiać skórę jest równe konceptowi położenia na twarz kanapki z kiełbasą i spożycia jej w tej formie na lunch.
W normalnym życiu, a nie w filmie o Frankensteinie, włosów i paznokci nie da się już ożywić, bo po „wyjściu z organizmu" są one bezpowrotnie martwe. Cera nie je i nie oddycha, choćby nie wiem jak pragnęły tego kompanie kosmetyczne. Jak każdy inny organ, otrzymuje ona swoją porcję składników odżywczych z krwi. Zapewnienia przemysłu kosmetycznego, że przez wsmarowywanie witamin i innych składników zawartych w małych drażetkach przywraca się skórze to, co utraciła, ma równie dużo sensu, co twierdzenie, że można wyleczyć anemię przez wcieranie w skórę krwi. Co do samej skóry, sprawa polega raczej na swobodnej interpretacji słów.
Jedyne co kremy mogą zrobić to czasowo poprawić wygląd.
Usuwa zmarszczki i zapobiega procesom starzenia jest tylko hipotezą, w którą można wierzyć lub nie. Kiedy cera jest młoda, jej zewnętrzna warstwa zawiera elastyczne, miękkie, odporne włókna, dzięki którym skóra pod nią zachowuje swoją spoistość. W trakcie procesu starzenia się, głównie pod wpływem działania słońca i powietrza, włókna te rozluźniają się, a nawet oddzielają od siebie, przez co następuje zapadanie się tej wewnętrznej warstwy. W rezultacie - skóra wiotczeje i pojawia się to, co jest znane jako zmarszczki. Żeby krem istotnie mógł działać, musiałby zmienić strukturę takiej zapadającej się skóry. Mimo wielkich sukcesów chemików kosmetycznych w badaniach nad alfa-hydroxy oraz witaminą A i C, jak dotąd żadnemu z nich nie udało się odwrócić wspomnianego procesu.
Nowa generacja kosmetyków może dużo: poprawić strukturę skóry, wygładzić pojedyncze i mniejsze bruzdki, korekto-wać pigmentację, usuwać martwe komórki - ale tylko na czas używania preparatów, nigdy stale. Spektakularne pokazywanie modeli z jedną „lepszą" połówką twarzy, zaś z drugą gorszą jako widoczny efekt używania danego kremu na jednej z nich, co ma przekonać niedowiarków, jest lekką manipulacją. Nawet jeżeli uznamy za prawdę, że modelka rzeczywiście tak wygląda, to nie zapominajmy, iż jest to wynikiem stosowania bardzo drogiego preparatu przez długi czas, pod kontrolą fachowców, na kimś, kto dobrze wygląda i najczęściej nie ma innych zajęć zawodowych (osoby takie stają się rzecznikami danej firmy). W normalnym życiu, przeciętna kobieta będzie prawdopodobnie używać kremów sporadycznie, chaotycznie, niekonsekwentnie i w dodatku na własną rękę. Rezultaty mogą nie być więc identyczne.
Istnieje pewna szansa, że stałe używanie kremu nawilżającego i preparatu blokującego dostęp słońca wynagrodzi nas na stare lata twarzami pokrytymi małymi i miłymi zmarszczkami, a nie brzydkimi, oraz gładszą skórą i dobrym samopoczuciem. Największym wrogiem skóry jest bowiem powietrze i słońce. Ale pozostać na zawsze młodą? Nie sądzę.
Zapobiega wypadaniu włosów albo powoduje ich odrastanie jest łgarstwem. Tylko bardzo skomplikowane operacje przeszczepów włosów lub preparaty przepisane przez lekarza mogą zatrzymać łysienie i to tylko do pewnego stopnia. W grę wchodzi genetyka i zmiany hormonalne. Nie spowodują tego nigdy szampony i odżywki kupowane w drogeriach.
Przenika we włosy, nadaje im puszystość, miękkość, gęstość oraz blask jest niczym innym jak przesadą. Balsam to oleista emulsja, która pokrywa zewnętrzną warstwę włosa - tę najbardziej zniszczona - oraz zręcznie lata w niej czasowo uszkodzenia i otarcia wywołane upływem czasu i zanieczyszczeniami środowiska. Balsam również zatrzymuje, tak jak krem nawilżający, wodę, przez co je „rozdyma" i nadaje im wrażenie puszystość i. Włos pokryty oleista warstwą jest oczywiście optycznie grubszy i przez to cała czupryna sprawia wrażenie gęściejszej. W rzeczywistości jednak grubsze się nie stają. Niektóre balsamy zawierają substancje odbijające światło, które powodują intensywny blask. Za każdym oświadczeniem firmy kosmetycznej, choćby nie wiem jak miłym dla ucha, kryje się zimny fakt chemiczny. Współczesna kosmetyka pomaga poprawiać wygląd, ale nigdy nie spowoduje trwałej zmiany kondycji owłosienia.
Analiza reklam prowadzi jednak do innego wniosku. Według ich twórców, z włosami nabywców szamponu i odżywki będzie się działo coś niezwykłego. Nie tylko zostaną odżywione po samą cebulkę, ale wrócą do korzeni - jak w reklamie szamponu Organics. Poza tym będą w błyszczących kaskadach miękko i wdzięcznie układać się przy każdym poruszeniu głowy, rosnąć jak szalone i gęstnieć z dnia na dzień.
Żargon pseudonaukowy stosowany jest przez przemysł kosmetyczny, by onieśmielić konsumentki i rzucić je na kolana.."
Za:
J. Topolska, Podstępny rynek. Zapiski podejrzliwego konsumenta, Warszawa 2000, s. 201- 208.
420
cze 10 2007
Magia reklamy
Niektórzy żalą się, że mało tu do czytania dla kobiet.. Hm. Tym razem special gift 🙂
W dodatku, ta sama kompania po całej tej wrzawie przepakuje krem do gigantycznego pojemnika o grubych ściankach i mikroskopijnej wnęce nie mieszczącej więcej niż 80 gramów.
Wytwórcy zmieniają też chemiczny skład produktów, licząc na to, że klient nigdy się nie zorientuje. Np. dodają do cukierków trochę mniej prawdziwej czekolady, za to trochę więcej kakao... Usuwają prawdziwą wanilię, a na jej miejsce używają taniego, sztucznego aromatu... Z puszki z grochówką można usunąć trzy prawdziwe kostki bekonu, zastąpić je czterema tajemniczymi wieprzowymi odpadkami i nazwać nową zupę „ulepszoną i odżywczą".
Stary i opatrzony towar, którego wszyscy już mają po dziurki w nosie, można nazwać jakoś kwieciście i - reanimować trupa. Na przykład, zwykłe czekoladki - przesłodzone i zrobione z imitacji czekolady - przenieść można do eleganckiego pudełka, nazwać „szampańskimi" lub „bankietowymi", zaznaczyć, że teraz są „galanterią czekoladową" i sprzedawać tego bubla za podwójną cenę. Można również zmienić opakowanie kremu nawilżającego, który sprzedaje się kiepsko, i nazwać „nowy" produkt - kremem odżywczym.
uczulenia. Nie ma wszakże gwarancji, że ktoś, gdzieś, w jakimś momencie nie będzie miał reakcji uczuleniowej. Oznacza zaledwie, że kosmetyk nie zawiera najpowszechniejszych alergenów.
Regenerujący naskórek odnosi się do procesu złuszczania zewnętrznej warstwy cery (eksfoliacja) i ujawnianiu się pod nią następnej (regeneracja), która przez jakiś czas będzie wyglądać świeżo i młodo, aż... do kolejnego wysuszania się komórek i konieczności następnego złuszczania. Jest to naturalny proces i można go przyspieszyć szorowaniem skóry rękawicą, płatkami owsianymi, sodą oczyszczoną, miękką szczoteczką, specjalnymi kremami - tanimi albo drogimi. Wybór należy do klientki.
Istnieje pewna szansa, że stałe używanie kremu nawilżającego i preparatu blokującego dostęp słońca wynagrodzi nas na stare lata twarzami pokrytymi małymi i miłymi zmarszczkami, a nie brzydkimi, oraz gładszą skórą i dobrym samopoczuciem. Największym wrogiem skóry jest bowiem powietrze i słońce. Ale pozostać na zawsze młodą? Nie sądzę.
Żargon pseudonaukowy stosowany jest przez przemysł kosmetyczny, by onieśmielić konsumentki i rzucić je na kolana.."
Za:
J. Topolska, Podstępny rynek. Zapiski podejrzliwego konsumenta, Warszawa 2000, s. 201- 208.
By unicorn • General • 0